„  NA PAGÓRKU NA  FOLWARKU”

Od 1902r. właścicielem posiadłości większej o powierzchni 212 morgów (1 mórg austriacki = 0,5755 ha x 212 morgów = 122,006 ha) w Boryczówce był konwent OO. Karmelitów z siedzibą w Trembowli. W dniu 6 maja 1914r. Antoni Mrozowski i Przeor konwentu OO. Karmelitów w Trembowli Stanisław Walczak, podpisali w kancelarii notarialnej Karola Bercharda  umowę o dzierżawę należącego do zakonu folwarku w Boryczówce. Ustalono wówczas 5840 koron rocznego czynszu, płaconego w dwóch ratach i świadczenia w naturze.

Antoni Mrozowski w kancelarii majątku Boryczówka

 W tym samym roku w dniu 18 sierpnia w Galicji zaczęła się I Wojna Światowa. W ostatniej dekadzie sierpnia 1914r. wojska rosyjskie wyparły wojska austriackie z Galicji Wschodniej, zajmując Trembowlę i okoliczne wsie, w tym Boryczówkę. W tym czasie Antoni Mrozowski przybywa w Wiedniu,  do Boryczówki wraca dopiero w 1917r. Pod czas jego nieobecności w Boryczówce, majątkiem zarządzają: Zenon Dudziński - kuzyn żony Antoniego oraz Emilia Amon (zamężna siostra Antoniego). Wojenny stan  spowodował, że zostali oni odcięci przez linię frontu od pozostałych ziem polskich pozostającymi pod  działaniami wojennymi. Obecność tych dwojga w majątku sprawiła, że został on ocalony przed całkowitą dewastacją, co przyznali zakonnicy z Trembowli po wycofaniu się Rosjan . Po powrocie do Boryczówki w 1917r. Antoni Mrozowski przedłuża dzierżawę majątku w Boryczówce o na następne dziesięć lat. Umowę zawiera ówczesny, nowy przeor konwentu OO. Karmelitów w Trembowli dr nauk teologicznych Serafin Opielka. W 1926r. następną umowę podpisuję przeor Rajmund Goląka. Antoni Mrozowski  przed przybyciem do Boryczówki pracował w majątku ziemskim u hr. Józefa Bolesta - Bobrowskiego w Krowince.  Czwartego października 1904r. przyszła na świat Zofia Danuta Kostecka. Była ona córką aptekarza Michała Kosteckiego i Matyldy Dudzińskiej, rodzonej siostry Emilii - żony Antoniego Mrozowskiego.  Rodzicami chrzestnymi byli: Emilia i Antoni Mrozowski. W Krowince, Mrozowskim urodziło się dwoje z trojga ich dzieci tj. Stanisław ur.01.01.1905r. i Zofia ur.03.09. 1907r. Miejsce i rok urodzenia najstarszego syna Tadeusza  pozostaje pod znakiem zapytania. Domniemać można, że Tadeusz urodził  się w Lwowie lub w jednym z majątków ziemskich, w których pracował jego ojciec przed przybyciem do Krowinki. Mrozowscy pobrali się 16 lutego 1895r. w Szmańkowczykach, parafia Czortków. Antoni miał wówczas 29 lat, a jego wybranka Emilia Dudzińska – 19. Ślub odbył się w Szmańkowczykach, którymi zarządzał ojciec Emilii. Właścicielem Szmańkowczyk był Stanisław Wychowski, ożeniony z Bronisławą Dudzińską, zapewne krewną Emilii. Z analizowanych dokumentów wynika, że Antoni Mrozowski urodził się w Kolendzianach w 1866r.,  parafia Jezierzany, pow.Czortków i był synem Jana i Katarzyny z domu Buczkowska. Klendziany, duży majątek ziemski, początkowo należał do Włodyjowskich, a następnie do Albinowskich i Horodyńskich. W latach 60-tych XIX wieku był tam duży pałac, powstały z przebudowanego zamku Włodyjowskich, a ponadto była tam gorzelnia, duży młyn i hodowla bydła rasowego. A. Mrozowski posiadał rodzeństwo tj. dwie siostry o imionach Emilia ur.1871r. i Melania Celestyna ur.? Pierwsza wyszła za mąż za Józefa Amona, a druga za Grzegorza Jawnego. Mrozowski przez pewien czas mieszkał w Lwowie,tam zdobył wykształcenie i uprawnienia do występowania w charakterze biegłego Sądu Apelacyjnego we Lwowie w zakresie wyceny gruntów rolnych pod budowę kolei.  Po śmierci pierwszej żony Emilii z domu Dudzińska ur. w 1876r., która umarła w 1917roku. Antoni Mrozowski w wieku 66 lat, żeni się po raz drugi z 32 letnią  primo voto Anną Emilią Wilczyńską  z domu Rösch. Ślub zawiera 22 lutego 1932r. w Trembowli. Z tego  związku rodzi się  w 1934r.w Boryczówce czwarte dziecko Antoniego, któremu  na  chrzcie nadano imiona Janina Halina. Matka, Anna Emilia od najmłodszych lat małą Jasię nazywa  „Lusią”, imię te pozostaje do dziś w pamięci u najstarszych żyjących mieszkańców z Boryczówki. Pozostałe rodzeństwo z pierwszego małżeństwa: Tadeusz i Stanisław (z niepełnosprawnością intelektualną) mieszka razem z nową matką w Boryczówce. Natomiast ich ciotka (siostra ojca) Emilia Amon wraz z mężem mieszka już w Trembowli. 27 czerwca 1922r w Trembowli przychodzi na świat ich córeczka Emilia. Przybrana siostra  „Lusi”, Zofia Mrozowska w 1921r. figuruje jako uczennica klasy III„c” będąc wolnym słuchaczem w Gimnazjum w Trembowli. Kilka lat później, w Boryczówce odbył się jej ślub z oficerem wojska polskiego, który stacjonował w Tarnowskich Górach. Z tego związku urodziła się dziewczynka o imieniu Danusia. Po wybuchu II Wojny Światowej we wrześniu 1939r. mąż Zofii jako oficer zawodowy poszedł na front, a Zofia z córką, jak tysiące Polaków, ucieka na wschód, chcąc dostać się do  Boryczówki. Niestety do niej nie dotarła. Dalsze losy Zofii, jej córki i jej męża   nie są znane. We wrześniu 1939r. wojska  radzieckie zajmują Boryczówkę .W następnym roku pod koniec maja z majątku (folwarku) zostaje wyrzucona przez sowietów rodzina Mrozowskich, w składzie: głowa rodziny - Antoni Mrozowski, Anna Emilia Mrozowska - druga żona Antoniego, Stanisław i Tadeusz - synowie Antoniego z pierwszego małżeństwa oraz Janina  „Lusia”- córka Antoniego z drugiego małżeństwa. Rodzina Mrozowskich została wówczas przyjęta i zamieszkała w Boryczówce, w domu bezdzietnego małżeństwa Bronisławy i Adama Myślickich. Myślicki w Boryczówce pełnił funkcję gajowego. Z małżeństwem tym mieszkała siostra Bronisławy o imieniu Elżbieta, (niezamężna) przydomek „Bina”. Elżbieta – „Bina” pracowała dorywczo w majątku u Antoniego Mrozowskiego jako pomoc domowa i przy robotach gospodarskich. Kobieta ta miała syna - jedynaka o imieniu Heniu, który jako dziecko utopił się w boryczowskim stawie. Obie te siostry w Boryczówce posiadały przydomek „Zezuli”, polski odpowiednik  „Kukułki”. Mrozowscy mieszkali tam około jednego miesiąca, aż do czasu gdy ich wszystkich razem wywieziono pod eskortą NKWD małym drewnianym wozem do Trembowli. Jakim szacunkiem darzono w Boryczówce Pana Antoniego Mrozowskiego i jego rodzinę? O tym świadczą poniższe fakty. Fakt pierwszy: wspomnienia żyjącego świadka, Pani Janiny Lipiszczak( z domu Rogowska, ur. 1927r. w Boryczówce). Wspominając tamte czasy, Pani Janina ma oczy pełne łez i przytacza wypowiadane w tedy słowa, jakimi kobiety z Boryczówki żegnały Pana Mrozowskiego „Tatulku ty nasz kochany, tyś nas żywił, tyś nam zawsze pomagał, tyś nam chleba dawał”. Nadzorujący wywózkę enkawudyści  najbardziej litującym się nad ich losem, zadawali drwiące pytanie - „czy też chcecie jechać z nimi na „białe niedźwiedzie””?

Po wyrzuceniu Mrozowskich  z majątku, majątkiem  zarządzał  Rosjanin o nazwisku Drozdow. Drugi fakt -  Kartka Pocztowa z kondolencjami, wysłana 15 lutego 1941r. przez Stanisława Mularczyka z Boryczówki na Sybir do Pani Emilii Mrozowskiej. Oryginał tej „odkrytki” znajduje się w Australii u Pani Janiny „Lusi” Cwetsch, córki Pani Emilii Mrozowskiej.

 

                                                                                                                15/II 41r.

„Wielce Szanowna Obywatelko! Dowiedziawszy się o zgonie męża Pani, jakkolwiek nieznany Jej osobiście – ośmielam się posłać szczere i serdeczne współczucia. Nie są to tylko czcze frazesy, ale naprawdę Boryczówka została głęboko wstrząśnięta tą wiadomością i pamięć po śp. Mrozowskim na długo pozostanie. U nas prawie nic się nie zmieniło od wyjazdu Państwa. Szarzyzna dnia codziennego aż trochę przytłacza. Godziny, dnie i lata biegną dalej i dalej i chyba człek liczy ile ich jeszcze pozostało. No cóż ? Jak zaznaczyłem w Boryczówce nic ciekawego, zresztą nie wiem co i kto Panią interesuję. Jeśli tu jest cokolwiek dla Pani ciekawego, proszę pytać a odpowiem z przyjemnością. Przed Bożym Narodzeniem wysłałem dla Państwa 100 rubli w związku z sprzedażą pszenicy .........wysłany adres Starzyńskiego ........  czyście  Państwo dostali? Serdecznie zdrowia życzę. Mularczyk  Stanisław.”

 

 

 UWAGA. Wykropkowane miejsca -  brak możliwości odczytu.

 Nadawca tej kartki pocztowej, Stanisław Mularczyk, był synem Kacpra Mularczyka i Marii. Urodził się w 1903r. w  Boryczówce. Dalsze informacje o nim uzyskano między innymi ze „Sprawozdania Dyrekcji Gimnazjum w Trembowli za rok 1921”, z którego wynika, że do klasy III „ a” chodził Stanisław Mularczyk, a do III „c”– Zofia Mrozowska. Następnie po ukończeniu studiów w Lwowie, pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych  w Warszawie. 17 września 1939r., kiedy  rząd polski ewakuuje się do Rumunii, Stanisław nie opuszcza Polski, ukrywa się bowiem w gospodarstwie ojca w Boryczówce. Z trojga jego dzieci, tu rodzą się jego dwaj synowie, Jerzy i Jacek. W 1944 Stanisław zostaje powołany do Ludowego Wojska Polskiego. Po zakończeniu II Wojny Światowej, zwolniony ze służby wojskowej, osiedla się w Lubinie na Dolnym Śląsku. Tu przychodzi na świat jego trzecie dziecko – córka Anna. W Lubinie Stanisław Mularczyk pracuje jako radca prawny w kilku zakładach pracy. Umiera w 1979r. dożywając 76 lat. Jego żona Aniela umiera  w 1998r. Z  trojga jego dzieci na dzień dzisiejszy( 20 kwiecień 2016r.) żyją : Jacek i Anna .

 Trzeci fakt – wiersz pt. „Boryczówka”, w którym w szóstej zwrotce Boryczowianie upamiętniają  Pana   Antoniego Mrozowskiego jako „ dobrego Pana”.      

 

                                                    Na  pagórku na folwarku

Pan Morozowski go dzierżawi

                                                      Dla każdego Pan to dobry

                                                       Pół wsi  tam pracuje prawie

 

Wspomnienia  Pani Eugenii Siarka z domu Tracz ur.1928 w Boryczówce dot. wywózki rodziny Mrozowskich.

Pamiętam ten dzień, byłam tam razem z innymi mieszkańcami wsi. Matka „Lusi,” sadzając ją na mały drewniany wóz, zawiązała na jej głowie kolorową chusteczkę. Widok odjeżdżających Mrozowskich powoli zanikał, ale najdłużej widać było kolorową chusteczkę na głowie „Lusi”. Natomiast Mrozowski odjeżdżając, żegnał się z  mieszkańcami Boryczówki, machając obydwiema rękami, przypominając tym odlatującego ptaka.

  

Wspomnienia Pani Lidii Janiszewskiej z domu Książek ur.06.stycznia 1925r. w Boryczówce  

Mrozowskiego zapamiętałam jako starszego mężczyznę. Był niskiego wzrostu, gruby, a na głowie pośród włosów miał niewielką narośl. Podczas rozmowy używał mieszanki kilku języków: polskiego, czeskiego i rumuńskiego. To powodowało, że mówiono o nim „Hucuła”.

Kiedy był nerwowy, rzucał czapką i laską o ziemię, używając przy tym słów   „ haj – se.”

Jego starszy syn, Tadeusz, był bardzo wrażliwy, często popadał w apatię, chciał sobą coś wykreować, lecz nie wiedział, jak to ma zrobić. Sporządzał jakieś notatki, które często gubił. Zagubione notatki nazywał „paktasze”. Dowcipnisie wiejscy, gdy im coś zaginęło, często i złośliwie używali tego określenia. Po jakimś czasie miejscowi sami używali tego określenia gdy coś im się zapodziało. Tadziu kazał nazywać się „Paniczem”. Jak przychodził wieczorem na most śpiewać razem z chłopcami, to mówił, że tym wyświadcza im łaskę. Chłopcy śmiali się z niego i ignorowali jego uwagi. Siostra Tadeusza, Zosia była piękną dziewczyną . Gdy wychodziła za mąż za wojskowego, po wyjściu z kościoła oficerowie wojskowi utworzyli nad ich głowami szpaler z skrzyżowanych szabel pod, którymi przeszła młoda para. Wesele odbyło się na folwarku w Boryczówce (zasłyszane wspomnienia od starszych mieszkańców Boryczówki).  Wywózkę Mrozowskich na Sybir zapamiętałam szczególnie za sprawą rodziny Badowskich. Józef Badowski był komendantem Straży Pożarnej w Boryczówce. Po wejściu do Boryczówki NKWD na ulicę Gliniki na, której mieszkali Badowcy i Mrozowscy ,domy ich zostały otoczone  przez NKWD szczelnym kordonem. Przez ten kordon nie wolno było nikomu przejść do środka. Co bardziej harde kobiety krzyczały „ bosi - przyszliście tu polski chleb jeść!” Z rodziny Badowskich w tym samym dniu, co Mrozowskich , wywieziono  Józefa i Marię Badowską (rodziców) oraz Katarzynę i Stanisława (dzieci). Najmłodszego z tej rodziny – Jasia, („Szasia”), który był w tym czasie poza domem ukryłam . Jasiu chciał być razem rodzicami i próbował się do nich dostać. Nie pozwoliłam mu na to, nakryłam jego głowę fartuszkiem i tak ukrytemu powiedziałam, żeby uciekał chowając się w naszej stodole. Jasiu posłuchał, uciekł, ale, jak mi później powiedział, nie schował się w naszej stodole, lecz uciekł w tym dniu w kierunku Łoszniowa i tam z płaczem błąkał się po polach. Dopiero rankiem następnego dnia wrócił do Boryczówki i schował się w naszej stodole. Jego siostra Kasia, też była poza domem w czasie aresztowania ich rodziców. Dowiedziawszy się, że rodzice będą wywożeni na Sybir, postanowiła jechać razem z nimi. Ludzie prosili ją żeby tego nie robiła, jednak Kasia postanowiła jechać z nimi, mówiąc: „A kto się nimi tam będzie opiekował?” Wracając do wywózki, pamiętam, że ludzie zorganizowali pomiędzy sobą zbiórkę ruskich pieniędzy „rubliczków”, które podarowali Mrozowskiemu siedzącemu już na „baranach”(siedzisko ze wiązki słomy stawiane na wozie). Józef Badowski, gdy już ich  wszystkich wywożono do Trembowli, stał na wozie ze zdjętą czapką i śpiewał „Jeszcze Polska nie zginęła”. Boryczowianie starali się jeszcze pomagać wywiezionym rodzinom organizując zbiórkę żywości, którą w paczkach noszono do więzienia do Trembowli.

  

Drogi Czytelniku, tu, w tym miejscu i czasie, zamyka się pewien okres życia rodziny Pana Antoniego Mrozowskiego, który przez 25 lat dzierżawił majątek w Boryczówce i był  tej wsi  nierozerwalną częścią. A. Mrozowski należał do tzw. grupy oficjalistów prywatnych, którzy w XVIII i XIX wieku utrzymywali się z zarządzania majątkami ziemskimi, lasami, gorzelniami, młynami itp. Należał zapewne do niezbyt zamożnej wykształconej szlachty, która  przekazywała swój sposób życia z pokolenia na pokolenie. Jego ojciec, Jan urodził się około 1827r. i również zarządzał majątkami ziemskimi. Jan Mrozowski zmarł jako wdowiec w dniu 7 marca 1890r.  w wieku 63 lat na zapalenie płuc we wsi Łosiacz, parafia Skała, powiat Borszczów . Łosiacz był dużym majątkiem, który należał do Gołuchowskich. Jaką funkcję pełnił w Łosiaczu , tego nie odnotowano w metryce zgonu, wiadomo natomiast, że Mrozowscy mieszkali tam we dworze, pod numerem - Łosiacz 1, a Antoni Mrozowski w tym czasie pełnił już funkcję zarządcy majątku Łosiacz.

 

Rodzina Mrozowskich została osadzona na Sybirze w posiołku  Wietka, rejon Witerga, obłość Wołoga. Tam po okresie, niespełna jednego roku zmarł Antoni Mrozowski,  a jego nie pełno sprawny intelektualnie syn Stanisław został zastrzelony przez NKWD jako nie przydatny do pracy. Jego ułomność wiązała się między innymi z  demonstracyjną pobożnością, która w pewnej mierze przyczyniła się do jego śmierci na Sybirze. Wspomnienia Pani Janiny Lipszczak z domu Rogowska : „ W Boryczówce, Stasiu często uciekał z folwarku do wsi. Chodził samotnie,  sam ze sobą rozmawiał i raz po raz się żegnał. Podchodził do drzew, obejmował je, po czym klękał i się modlił”. Najstarszy syn Mrozowskich, Tadeusz, zginął  tym  samym czasie co ojciec w nie znanych  nam okolicznościach. Po ogłoszonej w 1941r. „amnestii” pani Emilia Mrozowska wraz z córką „Lusią” w lipcu 1942r. opuszczają ZSRR i płyną razem z żołnierzami gen. Andersa do Persji (Iranu). Dalszy ciąg ich losów przybliża poniższa tablica i film pozyskany dzięki  „Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń” Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Pani Emilia Mrozowska ( matka „Lusi”) w połowie lat 50 minionego wieku korespondowała  z rodziną Pana Kazimierza  Starzyńskiego, którego córka  nota bene obecnie sprawuję funkcję Prezesa Zarządu Towarzystwa  Miłośników Ziemi Trembowelskiej – Odział Boryczówka w Lubinie. Dzięki jej uprzejmości mogę Państwu przedstawić poniższy list  i dokument z Urzędu Celnego w Gdyni z dnia 14 kwietnia 1956r.  W liście tym między innymi Pani Emilia pyta o Hanię. Hania (siostra Pani Prezes) to obecnie żyjąca Pani Anna Rogowska z domu Starzyńska, która jako mała dziewczynka często uciekała do dworu Mrozowskich. Powód ucieczek - możliwość pobawienia się prawdziwą lalką jaką posiadała „Lusia”. Z kolei ucieczek do rodziny Starzyńskich dokonywała  mała „ Lusia.” Powód - pierogi, a szczególnie ich wielkość. We dworze pierogów nie brakowało ale, że były filigranowe i malutkie, Lusia wolała te większe u Starzyńskich. 

List z załączonym  zdjęciem z 21 lipca 1955 r.  od Pani Emilii Mrozowskiej  wysłany z  miasta Perth, Zachodnia Australia na adres  rodziny Kazimierza  Starzyńskiego  zam. Lubin-Legnicki ul. Stary Lubin  nr 12, woj. Wrocław.  Na zdjęciu na pierwszym planie Janina „Lusia” Mrozowska w krakowskim stroju, córka Anny Emilii Morozowskiej.

 

 

Ojciec Kazimierza Starzyńskiego, pan Józef Starzyński, mieszkając w Boryczówce pracował w majątku Antoniego Mrozowskiego  jako „gumienny” (najniższy oficjalista dworski, sprawujący nadzór nad robotnikami w odgrodzonej części folwarku, przeznaczonej do przechowania lub młócenia zboża).

 

 

W dalszej części przytoczonego wyżej listu. jest zawarta informacja dla rodziny Starzyńskich o wysłanej do nich paczce  („ Dziwione będziecie jak paczkę dostaniecie…”) Taką  paczkę rodzina Starzyńskich rzeczywiście otrzymała, choć z pewnym opóźnieniem, ale też i ze  zdziwieniem  - bowiem  z orzeczeniem  karnym z Urzędu Celnego w Gdyni z dnia 14 kwietnia 1956r. Orzeczenie  informowało o przepadku na rzecz Państwa nie zadeklarowanych do oclenia przedmiotów, to jest „dwóch chustek nowych szyfonowych,  w tym jednej z jedwabiu naturalnego i jednej z jedwabiu sztucznego”.  Chustki zaszyte były w poduszkach naramiennych damskiej sukienki.. Pani Emilia chciała zrobić niespodziankę Agnieszce, żonie Pana Kazimierza, zaszywając w sukience prezent-niespodziankę nie przewidziała, że celnicy go znajdą. Urząd Celny w Gdyni wszczął  w tej sprawie postępowanie karne wobec Pani Emilii Mrozowskiej, lecz z uwagi na jej zamieszkanie w Australii sprawa została umorzona.

 

Na zakończenie sentymentalne wspomnienia Pani Eugenii Śmielskiej z domu Tracz  o Boryczówce i rodzinie Państwa Mrozowskich, które Państwu poniżej przedstawiam.

 

 ,,Wydarzenia, o których zobowiązałam się napisać dotyczą odległych czasów i były małymi epizodami w moim  życiu. Jeżeli jednak jest ktoś, komu moje wspomnienia mogą w czymś pomóc chętnie się nimi podzielę. Zacznę od przedstawienia się: nazywam się Eugenia Śmielska , moimi Rodzicami byli Kazimierz i Maria Traczowie, oboje pochodzili z Boryczówki. Ja również się tam urodziłam, ale na stałe nigdy tam nie mieszkaliśmy. Mieszkaliśmy w Trembowli, gdzie mój ojciec pracował w Urzędzie Skarbowym. Do Boryczówki oddalonej o 7 km od miasta często jeździliśmy do dziadków, u których często  dłużej lub krócej pozostawałam. Boryczówka to mała wieś na Podolu w woj. tarnopolskim. Obecnie ta część przedwojennej Polski, należy do Ukrainy. Jak wcześniej wspomniałam w Boryczówce często przebywałam, co ogromnie lubiłam. W latach 1936/37 chodziłam tam do pierwszej klasy ( uczyła w tym czasie p.Steczyszynowa). U dziadków (Rzechówków), którzy traktowali mnie bardzo liberalnie, miałam dużo swobody, odwiedzałam krewnych, biegałam do koleżanek, wszędzie było blisko( w domu u Rodziców była większa dyscyplina).Wśród moich wędrówek po Boryczówce trafiałam do wielu domów, do dziś pamiętam, gdzie mieszkały krawcowe (to po resztki , z których szyłam ubranka dla szmacianych lalek)ale i z ciekawości np. do  tkacza, Mroza , który robił płótno z uprzędzonych konopnych nici, czy do młyna, gdzie młynarzem był jeszcze Raba, a rodzina jego mieszkała w sąsiedztwie sklepu Aszkenazego, ojca mojej koleżanki Chańci. Kiedyś towarzysząc Brońci Goleckiej trafiłam na folwark, gdzie ojciec jej pracował jako kowal. Tam natknęłam się na panią Mrozowską, żonę administratora tegoż  folwarku. Pani zaprosiła nas do domu na tzw. pokoje, abyśmy pobawiły z jej córeczką Lusią, która była od nas nieco młodsza. Po zabawie poszliśmy do ogrodu na maliny. Idąc do ogrodu szliśmy przez pokój, który był salonikiem, meble, fotele i kanapy były pokryte zielonym pluszem, bardzo się nam podobały, a maliny polane śmietaną, bardzo smakowały. Tego lata byliśmy na folwarku jeszcze ze dwa razy. Inne pokoje w tym domu były znacznie skromniejsze. W czasie wojny za tzw. pierwszych sowietów w pokojach urządzono wyższe klasy szkoły podstawowej. Nie wiem, co mieściło się tam za Niemców. W czasie wycieczki na Ukrainę w 2004r. byłam w Boryczówce, bardzo się tu zmieniło, wieś zamieszkała głównie przez Łemków. Większość domów zburzono lub przebudowano, to już jest inna Boryczówka. W budynku folwarku urządzono sklep towarów mieszanych, głównie alkoholi. Z nazwiskiem Mrozowskich zetknęłam się pod koniec lat sześćdziesiątych. Przybywając w tych latach w Wolimierzycach ( woj. zielonogórskie), gdzie przez krótki czas tam pracowałam i miałam bliski kontakt z rodziną Myślickich i mamą Biną. Pamiętam, że korespondowali oni z rodziną Mrozowskich z Australii. Chodziło głównie o poszukiwanie starszej córki p.Mrozowskiego  wywiezionej  przez  Sowietów do Zw. Radz. Rezultaty poszukiwań przez  Czerwony Krzyż nie przyniosły o ile wiem pozytywnych skutków. Tylko tyle zapamiętałam z odległych czasów. Zastanawiałam się jakie włoski miała Lusia M., chyba blond, ale to już ona sama jeśli też pamięta może powiedzieć?

Przesyłam pozdrowienia  E. Śmielska.”

 

 

 

Brodów, 15 czerwiec 2016r.                                       Stanisław Mularczyk s. śp. Ludwika.